OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

poniedziałek, 11 lipca 2016

WĄWÓZ KRAKÓW i SMOCZA JAMA... w korku


Inaczej niż zamierzałem z początku, jednak po obiedzie postanowiłem wyruszyć mimo wszystko do Doliny Kościeliskiej z nadzieją na jedną choćby jaskinię.

Po raz kolejny tego dnia przemierzyłem pieszo trasę z pokoju do dworca i wsiadłem do autobusu do Doliny Chochołowskiej. To oznaczało, że musiałem wysiąść wcześniej, na wysokości Kościeliskiej. Według kierowcy, około kilometra do wejścia do doliny. Okazało się, że dwa razy tyle. Tak więc zanim dotarłem do punktu startowego mojej popołudniowej eskapady, miałem już 'w nogach' 9 kilometrów, a przed sobą jeszcze cztery, do Wąwozu Kraków. Oczywiście potem jeszcze powrót, czyli około 7 kilometrów.


W drodze mijałem kilkanaście kilkunasto- do kilkudziesięcioosobowych wycieczek, w większości młodzieżowych grup turystycznych. Większość z nich zmierzała w przeciwnym niż ja kierunku, co dawało mi nadzieję, że uniknę tłoku tam, gdzie ewentualnie dotrę. Pomyślałem, że pójdę - tak jak przed rokiem - do Wąwozu Kraków i Smoczej Jamy. Pomyślałem, że może nie będzie tam już o tej porze nikogo. I rzeczywiście, wchodząc do wąwozu dane mi było napawać się wszechogarniającą samotnością. Szedłem więc powoli, zważając na każdy krok, bo kamieni w wąwozie - i to wilgotnych - nie brakuje. 



Wyszedłem z udostępnionej dla turystów części wąwozu kierując się ku Smoczej Jamie i tu niemiłe zaskoczenie. W kolejce do drabinki prowadzącej do jaskini czekała ponad 20-osobowa grupa młodzieży. Założyłem swoją lampkę czołową (niezbędną do przejścia środkiem Smoczej Jamy) i ruszyłem bez wahania ku górze. Zakładałem, że przewodnik poprowadził grupę zewnętrzną ścianą (tak jak w zeszłym roku pokonaliśmy ją z synem, nie mając 'czołówek'). Ale kiedy znalazłem się na skraju Jamy, ze zgrozą uświadomiłem sobie, że czeka mnie postój, zanim młodzież przepchnie się wilgotnym, śliskim i zimnym kominem jaskini ku jej wylotowi 20 m powyżej. Cóż mi pozostało, jak robienie zdjęć? 

widok z okna jaskini
łańcuchy niezbędne 
do przejścia zewnętrzną ścianą jaskini
a te już za nami...

ściany u wejścia do ciemnego komina jamy...

tutaj bez lampki byłoby strasznie i nieciekawie..


ostatnie metry komina przed wyjściem 
po bardzo śliskiej pionowej ścianie

A propos pionowej, śliskiej ściany z łańcuchami, o której mowa powyżej, okazało się, że fakt, iż spotkałem wycieczkę prowadzoną przez doświadczonego przewodnika, był dla mnie bardzo pomocny. Jako zamykający korowód przeciskających się przez jamę wsłuchiwałem się w instrukcję, którą tenże przewodnik powtarzał wspinającym się po piekielnie śliskiej ściance z łańcuchami. Nie eksperymentowałem w tym wypadku i dobrze na tym wyszedłem, bo wyszedłem do góry z odpowiednim wysiłkiem, jakiego nie da się uniknąć, ale bez poślizgu i jakiegokolwiek szwanku (a poślizg mógłby być przykry, bolesny lub nawet zakończyć się kontuzją). I pomyślałem sobie, że tak mogłoby się stać, gdybym usiłował w pojedynkę pokonać Smoczą Jamę od środka. Wyposażenie, zarówno tu jak i w wielu innych miejscach jest nieodzowne. Ale nie mniej, a czasem ważniejsze jest też doświadczenie. Teraz - jeśli chodzi o Smoczą Jamę, mogę powiedzieć, że je mam.

Gdybyście się więc kiedyś wybierali na penetrację jaskiń, warto pamiętać o kilku podstawowych rzeczach. Warto mieć (jak z resztą w górach w ogóle) dobre, wygodne buty na odpowiednich podeszwach, ciepłą kurtkę lub co najmniej polar (w jaskiniach zazwyczaj jest i wilgotno i chłodno). Jeśli wybieracie się do którejkolwiek z tatrzańskich jaskiń (z wyjątkiem Mroźnej, która jest oświetlona; nie byłem - jeszcze - ale wiem, bo czytałem), to lampka czołowa powinna się znaleźć w waszym plecaku jako niezbędne wyposażenie. W wypadku Smoczej Jamy macie luksus w postaci wariantu zewnętrznego jako alternatywy dla przejścia kominem wewnątrz jaskini. I jeszcze jedno: jeśli w górach poruszacie się z kijkami (a warto, sam się przekonałem; przeczytajcie tutaj), to wybierając się do jaskiń, lepiej je zostawić na kwaterze. I plecak też nie powinien być zbyt duży, bo w niektórych miejscach trudno będzie nam go przecisnąć (też jeszcze nie doświadczyłem, ale mówili mi ci, którzy byli już w takiej ciasnocie).

Schodząc ze Smoczej Jamy do Polany Pisanej ślizgałem się nieco na szlaku. Poza tym nadal zbierały się niebezpiecznie chmury. A jeszcze będąc w jaskini słyszeliśmy grzmoty, więc uznałem, że tego popołudnia już dalej nie pójdę i udałem się spiesznie w kierunku Kir, żeby stamtąd autobusem wrócić do Zakopanego.

w każdej chwili może nagle lunąć deszcz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.