OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

piątek, 7 listopada 2014

ENGLISH EXPERIENCE


     Mam za sobą dość osobliwe doświadczenie.

     W środę (5.11.2014) razem z żoną wybraliśmy się na Uniwersytet Gdański, na wykład o literaturze amerykańskiej (oczywiście po angielsku). 

    Od kilkudziesięciu lat utrzymuję kontakt z moją nauczycielką polskiego z lat licealnych, Panią Ewą. Jej córka jest wykładowcą na Wydziale Filologii Angielskiej na UG. I właśnie ona zaprosiła nas na jeden z wykładów. 

    Oboje z żoną znamy angielski na tyle, że oglądając i słuchając różne materiały w tym języku z różnym powodzeniem udaje nam się je zrozumieć. Pojechaliśmy więc zastanawiając się, jak będzie tym razem. 

     Może zaciekawi Was fakt, że po zdaniu matury złożyłem dokumenty właśnie na wspomniany wydział filologii angielskiej. Na studia jednak się nie dostałem. 

   Zbliżając się do budynku UG uświadomiłem sobie, że gdybym został przyjęty na studia, to prawdopodobnie nie poznałbym mojej kochanej żony, co pociągnęłoby za sobą cały łańcuch konsekwencji, których nie sposób ustalić. 

   Moja znajomość i kontakty z Panią Ewą i jej Córką byłyby mniej więcej takie, jak są dzisiaj, ale... No właśnie. Ale pewnie szedłbym albo przyjechał na wspomniany wykład (lub może inny) sam albo może w innym towarzystwie... 

     Tymczasem pojawiliśmy się (moja żona i ja) - 'studenci trzeciego wieku' na wykładzie dla studentów trzeciego (nomen omen) roku :-)

     A skoro tak, to zależało nam, żeby nie być tylko 'pozorantami' czy 'figurantami'. Od pierwszych słów wykładu włączyliśmy wszystkie moce naszych umysłów, maksymalnie skoncentrowaliśmy się na bądź co bądź 'obcym' dla nas (chociaż może nie do końca) języku. 

    Mimo brakujących w naszym słowniku wyrazów, z nieukrywanym zadowoleniem stwierdziliśmy, że dość dużo udało nam się zrozumieć. Ale i tak po zakończeniu wykładu mieliśmy wrażenie, że nasze mózgi "parują" od przegrzania.

    I jeszcze jedno moje bardzo osobiste doświadczenie. 

     Słuchając córki mojej Pani Profesor miałem raz po raz wrażenie, jakbym widział Panią Ewę (tablica i kreda, jak za dawnych lat) - odcienie barwy w głosie, gestykulacja, ogólny 'klimat lekcji'... Tylko jedno zasadniczo było inne. 

    Na lekcjach Pani Ewy nigdy nie byłem zmuszony do aż tak intensywnego wysiłku umysłowego. Pani Profesor mówiła do nas wszak w języku ojczystym... Tutaj bezwzględna konfrontacja z językiem obcym i na co dzień raczej nieużywanym, o nielicznych epizodach (słuchanie i oglądanie różnych, niezbyt długich materiałów po angielsku, czasem tłumaczenie) nie wspominając.

     Wrażenie ogólne jednak bardzo pozytywne. Nie czuliśmy się zniechęceni fragmentarycznym zrozumieniem treści wykładu. Nawet poprosiliśmy o wyselekcjonowanie dla nas bardziej interesujących tematów na przyszłość, bo chętnie się wybierzemy ponownie...

      I tak oto niedoszły student kilkadziesiąt lat później zasiadł w auli uczelni jako słuchacz studentem nigdy nie zostawszy i na dodatek na wydziale, na który nie został przyjęty...


    I na koniec bardzo gorąco polecam wszystkim wykłady Pani Beaty w auli 1.45 w każdą środę o godz. 15-ej. Jeśli interesuje Was język angielski jako taki lub literatura w tym języku, to warto się wybrać. 

    Przez półtorej godziny można się poczuć studentem, z tą różnicą, że bez stresu, iż kiedyś trzeba będzie zdać relację z usłyszanego wykładu...