OSTATNIO CZYTANE
-
Rozdział 1 Na początek dla tych, którzy nigdy o nim nie słyszeli , definicja hobbita z książki zacytowana: (...) co to j...
-
EPILOG fragmenty recenzji z okładki: (...) podróżowanie to nie tyle sprawa geografii, ile stan umysłu. Bo przecież życie jest podróżą. I...
-
Shane S. - dziennikarz Robin Williams wywoływał u mnie śmiech od samego dziecka; mam zamiar zapamiętać go nie głównie z powodu...
-
Giewont nazajutrz o poranku z okna mojego pokoju Pod Nosalem Znowu w moich ukochanych górach. Przyjechałem w sobotę po poł...
-
"To taki mały demon, który mieszka w głowie. (...) ten demon musi siedzieć w samym środku czaszki i się nie ruszać. (...) Zapiera s...
NIEZAPOMNIANA LEKCJA
środa, 27 stycznia 2016
MOJE ŻYCIE W NOWYM ORLEANIE
- LOUIS ARMSTRONG (nie tylko) o sobie - cz.1
o matce
"(...) ona [matka] zawsze serdecznie wszystkich pozdrawiała i patrzyła ludziom prosto w oczy. Nigdy też nikomu nie zazdrościła. Wydaje mi się, że te cechy po niej odziedziczyłem. (...)
o trosce o zdrowie
"Ty, synu, jesteś jeszcze młody i całe życie przed tobą. Zapamiętaj to sobie: kiedy ktoś jest chory, nikt mu nic nie da. Dlatego musisz dbać o swoje zdrowie. To ważniejsze niż pieniądze. (...)
o sobie
"Znałem swoje miejsce, każdego uszanowałem i nigdy nie byłem niegrzeczny czy arogancki. Tego nauczyły mnie Mayann i babka. (...)"
o przyjęciu do orkiestry
" - Louisie Armstrongu - powiedział - czy chciałbyś grać w naszej orkiestrze dętej?
Oniemiałem; byłem tak zaskoczony, że nie potrafiłem wykrztusić słowa odpowiedzi. Powtórzył pytanie, aby się upewnić, czy zrozumiałem, o co chodzi.
- Louisie Armstrongu, pytam, czy chciałbyś grać w naszej orkiestrze dętej?
- Oczywiście, że chciałbym, Mr. Davis... Oczywiście, że chciałbym - wyjąkałem.
Poklepał mnie po plecach i powiedział:
- Umyj się i przyjdź na próbę."
o zarabianiu na życie
(...) "Cała moja rodzina była zawsze w biedzie, a gdy urodził się Clarence [syn kuzynki Louisa, Flory - przyp. rikardo], ja byłem jedynym, który możliwie zarabiał. Nie były to kokosy, ale moja sytuacja była o wiele lepsza niż reszty rodziny. Sprzedawałem gazety, a prócz tego grywałem dorywczo na kornecie. Kiedy to nie wystarczało, chodziłem do dzielnicy Front o'Town, gdzie znajdowało się wiele hurtowni. Sortowano tam ziemniaki, cebulę, kapustę, kurczaki, indyki i wszelkiego rodzaju produkty sprzedawane później hotelom i restauracjom. Zepsute produkty wyrzucano do wielkich beczek, które wystawione na chodnik, wywożone były następnie przez śmieciarki. Przed ich przyjazdem grzebałem w beczkach, wyciągając z nich najlepsze kąski, jak nadpsute kurczaki, indyki, kaczki, gęsi itp. W domu wycinaliśmy zepsute kawałki, gotowaliśmy dokładnie pozostałe, dobre części, a potem przybieraliśmy je ładnie i układaliśmy w koszyku. Wyglądały bardzo apetycznie; sprzedawaliśmy je różnym restauracjom za tyle, ile właściciel nam dawał. (...) Nikt z całej naszej rodziny nie miał żadnego zawodu, wszyscy pracowaliśmy za dniówkę."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.