OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

piątek, 17 lutego 2017

CALPE (3) DZIEŃ DRUGI

- PENYON D'IFACH - OJCIEC I SYN



świt nad Calpe

budzi się dzień...

Drugi dzień okazał się równie słoneczny jak poprzedni. Wszystko dookoła od wczesnych godzin porannych pławiło się w ciepłych promieniach.

widok z kuchni

widok z tarasu na górze apartamentu...

Po śniadaniu zdecydowaliśmy z synem, że właśnie dzisiaj wybierzemy się na Penyon. 
Zaopatrzyliśmy się więc w odpowiednią ilość płynów, nakrycie głowy i okulary przeciwsłoneczne. Na szczycie spodziewaliśmy się pojawić około południa. To oznaczało, że będziemy się musieli zmagać z palącym już o tej porze słońcem.

do szczytu jeszcze daleko...

Jak się domyślaliśmy taki sam zamiar jak my powzięło tego przedpołudnia jeszcze wielu innych przebywających w okolicy turystów. Na szlaku spotkaliśmy rodaków zarówno wchodzących jak i schodzących. Rodzima mowa w miejscu, w którym na każdym kroku słychać różne języki, niczym pod wieżą Babel, sprawia, że robi się raźniej i cieplej na sercu.

Droga na Penyon dzieli się właściwie na dwa zasadnicze odcinki. 
Pierwszy: do tunelu, którym przechodzi się na początek drugiego, nieco bardziej wymagającego, ze sznurami w kilku miejscach. Jest też jeden niezbyt długi fragment szlaku z łańcuchem po jednej i sznurem po drugiej stronie...

przed tunelem

 wilgotno i ślisko 
ale widać światełko...



nabieramy wysokości...

obojętne mewy oswojone z widokiem turystów

Upał daje się we znaki. Ale w końcu dochodzimy do celu. 
Na mewach nasz wyczyn zdaje się nie robić wrażenia. 
Za to my jesteśmy pod zachwyceni tym, co roztacza się przed i pod nami...

przystań jachtowa ze szczytu...

po pionowej ścianie wspinali się 
wprawni alpiniści...

Playa de la Fosa w całej krasie...




A na samym szczycie oprócz turystów i alpinistów, mew - co jest zupełnie oczywiste, jak gdyby nigdy nic przechadzał się jeden z czworonożnych bywalców góry. Trochę się porozglądał i po chwili znudzony oddalił się w sobie jedynie znane miejsce...


Kilkunastominutowy postój na wypoczynek i ugaszenie pragnienia...
Cieszyliśmy się z pierwszej i jak do tej pory jedynej góry zdobytej poza Polską (mieliśmy przyjemność być już razem w Pieninach i Tatrach).

Chłonęliśmy "na żywo" zapierające dech widoki wierząc, że może kiedyś jeszcze tu wrócimy...

Po odpowiedniej dokumentacji zdjęciowo-filmowej wyruszyliśmy w drogę powrotną mijając wspomniane łańcuchy...


Na chwilę zatrzymaliśmy się przy rozwidleniu, od którego część szlaku prowadziła do tunelu, druga zaś do miejsca widokowego zwanego Carabineros. Zdecydowaliśmy, że może wybierzemy się tam w którymś z kolejnych dni. 


Carabineros - wrócimy tu następnym razem...

Schodząc do Calpe 'spełnieni' cały czas spoglądaliśmy na miasto trochę jakby "z lotu ptaka"... 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.