OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

czwartek, 16 lutego 2017

CALPE (2) DZIEŃ PIERWSZY - PORANEK I ZACHÓD



pierwszy świt w Calpe...


Jeszcze przed wyjazdem miałem zamiar podziwiać wschody nad Morzem Śródziemnym. Bądź co bądź to egzotyka. I chociaż mieszkam bardzo niedaleko od Morza Bałtyckiego, rzadko miałem okazję oglądać świt nad rodzimym morzem. A nawet jeśli, to nie pamiętam kiedy i nie mam żadnych zdjęć, które by o tym przypominały...


Tak więc około godziny przed wschodem (w Calpe na początku października wypada to mniej więcej o ósmej) wyruszyłem na pierwszy spacer. 

Penyon od strony przystani jachtowej


Poszedłem od razu w okolice Penyon Park Natural. Obszedłem górę aż do granicy wyznaczonej przez ścieżkę turystyczno-rekreacyjną.


Przed wschodem wróciłem do podnóża góry, żeby z nieco wyżej umiejscowionej naturalnej platformy widokowej obserwować początek pierwszego słonecznego dnia, tak jak wszystkie tutaj.





Nie zawiodłem się. Warto było trochę wcześniej wstać, żeby zobaczyć to na własne oczy.



świt w Calpe
za chwilę kurort rozbłyśnie pełnym blaskiem...

nasz hotel widziany z promenady 
prezentuje całkiem okazale...


Jak już wspomniałem wcześniej, poniedziałek był przeznaczony głównie na zrobienie zakupów-zapasów na pierwsze dni naszego pobytu. Umówiliśmy się, że posiłki przyrządzamy sami i w pełni świadomi zużytych na ich przygotowanie produktów. Zakupy sprawiły nam dużo radości i zabawy. Wiedzieliśmy, że jednym z niezbędnych artykułów, w jakie musimy się zaopatrzyć, jest woda. Po powrocie do hotelu okazało się, że owszem, kupiliśmy wodę i to pod dostatkiem, ale... I to był absolutny hit! Zamiast świeżej, naturalnej, zwyczajnej wody przytaszczyliśmy osiem butelek nikomu do niczego nie przydatnej wody gazowanej, na dodatek osłodzonej! Ten chybiony zakup był tematem niezliczonych dowcipów podczas całego naszego pobytu w Hiszpanii i długo potem... Oczywiście niezwłocznie udaliśmy się ponownie do sklepu po odpowiednią wodę i dopiero teraz czuliśmy się należycie zaopatrzeni.



***

Zbliżał koniec pierwszego pełnego dnia w Hiszpanii. Zapowiadał się ładny zachód i chciałem się jemu przyjrzeć z bliska, jak najbliżej.

Jakie miejsce się do tego nadaje? Rzecz jasna góra Penyon. 
Oczywiście nie miałem zamiaru udać się na sam szczyt. Jeszcze nie teraz, chociaż zachód ze szczytu pewnie byłby niezapomnianym przeżyciem. Tylko jak potem wrócić po ciemku i bezpiecznie? Na taką ekstrawagancję się nie nastawiałem...


Penyon przed zachodem...

Ruszyłem żwawo, żeby zdążyć na odpowiednie "stanowisko" zanim zacznie się właściwy zachód słońca. 


Na alei w drodze do wejścia do Park Natural spotkałem całą zgraję kotów, które wypatrywały (takie odniosłem wrażenie) jakichś łakomych kąsków... Minąłem je obojętnie uznając, że nawet jeśli nikt nie wrzuci im nic "na ruszt", przecież jakoś sobie poradzą...


 

Minąłem pierwszą bramę i energicznym krokiem ruszyłem szeroką drogą do głównego szlaku na Penyon. Potraktowałem ten marsz jako swego rodzaju zaprawę przed właściwym zdobyciem szczytu (nie wiedziałem wtedy jeszcze, że nastąpi to już nazajutrz).

byłem zauroczony malowniczymi odcinkami 
ścieżki prowadzącej ku górze...

Uświadomiłem sobie, że trochę się spóźniłem... Ale widok i tak był niczego sobie.

przystań jachtowa, 
w oddali Mirador de Toix

dwie części panoramy Calpe...

po środku "jezioro flamingów"


Jeszcze kilka kadrów i czas wracać na kwaterę. 

powoli zapada zmrok...


plaża i oświetlenie promenady...

nieodłączny element krajobrazu 
na tle ciemniejącego nieba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.