OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

sobota, 23 listopada 2013

DON KICHOT w XXI wieku (10) - SANCZO PANSY SĄDY W BARATARII

O MĄDROŚCI NIEPOSPOLITEJ GUBERNATORA "WYSPY" ŚWIADCZĄCE



Będąc pod wrażeniem wnikliwości, mądrości i sprawiedliwości Sancza, sądy jego zrelacjonować postanowiłem językiem do Pana Wiktora Woroszylskiego podobnym i klimat czasów dawniejszych oddającym. Oceńcie sami.

SPRAWA PIERWSZA: KRAWIEC I WIEŚNIAK

Spór pierwszy - jak to nader często między ludźmi się zdarza - uczciwej zapłaty za uczciwie wykonaną pracę dotyczył. 
 
Krawiec zapytany przez wieśniaka, czy materiał, który ten mu do warsztatu przyniósł, na jeden, dwa lub trzy - do pięciu ostatecznie kapturów dochodząc - starczy, za każdym razem odpowiadał twierdząco. Tym podejrzenie chciwego wieśniaka wzbudził, że ukraść mu kawałek sukna zamierza. Kiedy więc wieśniak po odbiór wykonanych kapturów u mistrza krawieckiego się zjawił, zapłacić za nie bynajmniej nie chciał, więcej nawet, zwrotu nietkniętego sukna zażądał.

Sanczo, przyznać trzeba, iście po Salomonowemu do sprawy podszedł. Gdy krawiec na żądanie wieśniaka sędziemu Baratarii pięć kapturów tegoż pokazał, albo kapturków raczej, ozdobę pięciu palców jego ręki zdobiących, przysięgając solennie, że całe sukno na ich wykonanie zużył, gubernator-sędzia wyrok takowy orzekł:

" - Nic nikomu się nie należy, to znaczy krawcu nie należy się za robotę, wieśniakowi nie należy się za sukno, a kapturki niech będą oddane ubogim dziewczynkom dla lalek." 



SPRAWA DRUGA: NIEZAPŁACONY DŁUG

Dwóch starców stanęło przed obliczem sędziego w osobie gubernatora Baratarii: jeden bez laski, drugi zaś z laską trzcinową. 

Ów bez laski swego czasu pożyczył temu, który ją posiadał dziesięć złotych eskudów umówiwszy się z nim, że odda je, gdy pożyczkodawca tego zażąda. 
I kiedy po dłuższym czasie o dług swój się upomniał, starzec z laską oświadczył, że nic mu nie jest winien i odmówił zwrotu pożyczonych pieniędzy. Wierzyciel (ten bez laski) w sprawie rozsądzenia sporu do gubernatora przyszedł z propozycją następującą: dłużnik ma przysiąc przed sądem, że w rzeczy samej nic winien mu nie jest, ten, choć ze stratą dla siebie, ale skłonny jest uwierzyć, iż pamięć u niego szwankuje i do sprawy wracać nie zamierza, starca z laską (dłużnika swojego) jak niegdyś mając za uczciwego.

Zapytany przez Sancza dłużnik bez wahania przysięgę złożył, na czas tego przyrzeczenia wszakże wierzycielowi laskę swoją trzcinową oddając do potrzymania, żeby ze swobodą rękę w czasie przysięgi na krzyżu mógł położyć. Tak więc przyznał, że od starca bez laski swego czasu dziesięć złotych eskudów pożyczył, ale już mu je oddał do rąk jego własnych. 

Wobec danej wcześniej obietnicy, trzymając laskę dłużnika, starzec "bez laski" wycofał zgłoszoną wcześniej sprawę i obaj kłaniając się sprzed oblicza sędziego odeszli. Ale nasz poczciwy i rzec należy nader przenikliwy (nie wiedzieć skąd) były (w owym momencie) giermek najsłynniejszego z błędnych rycerzy, po chwili namysłu obydwu starców przywołać rozkazał.

Gdy ponownie stanęli przed gubernatorem, ten starca z laską trzcinową o nią, a jakże, poprosił, po czym wciąż zasmuconemu wierzycielowi podając rzekł:

- Dług twój został zwrócony. 

W tym momencie właściciel laski poczerwieniał, zakłopotanie i lęk jakowyś okazując. Wierzyciel zaś stał, jak osłupiały, niczego (i trudno się mu dziwić) nie rozumiejąc.

Sanczo stanowczo trzcinową laskę złamać polecił, kładąc na szalę swój autorytet rządcy Baratarii, a w chwili onej sędziego. 

Złamana trzcina zawartość, której się Sanczo spodziewał, wobec wszystkich zgromadzonych w sali rozpraw, odkryła. Dziesięć złotych eskudów. Sanczo zdumionym obserwatorom swój tok myślenia pokrótce wyłożył: w chwili przysięgi starzec z laską, który wcześniej na czas jej składania się jej pozbył, zgodnie z prawdą przyrzekł, że istotnie pożyczył pieniądze, ale dług oddał - pieniądze, które był winien wszak w lasce trzymanej przez wierzyciela się znajdowały. I fakt, że pieniądze będące przedmiotem sporu w owej lasce się znajdowały, stanowił niezbędny warunek prawdomówności starca. Dokładnie w momencie składania przysięgi dłużnik nie kłamał, choć w istocie tak naprawdę długu nigdy nie oddał tak, by wierzyciel odzyskał swoje pieniądze.


SPRAWA TRZECIA: "CNOTLIWA" NIEWIASTA

Niewiasta oskarżyła pewnego hodowcę bydła, że napaści na nią się dopuści, a co gorsza odarł ją z cnoty, podczas gdy rzekomy (?) winowajca twierdził, iż stało się to za zgodą wzajemną i stosowną opłatą.

Gubernator Sanczo zapytał hodowcę, czy cokolwiek mu w kiesie zostało, a uzyskawszy odpowiedź twierdzącą, całą kieskę z jej zawartością kobiecie oddać polecił. Ta dwadzieścia dukatów w skórzanej kiesie bez wahania złapała, sędziemu za sprawiedliwy wyrok wylewnie dziękując opuściła salę rozpraw. Zaledwie znikła z oczu zebranych Sanczo rozkazał pobiec za nią, odebrać kiesę i wrócić przed trybunał. Nie zwlekając hodowca polecenie wykonał i wkrótce oboje ponownie przed "Salomonem" Baratarii się zjawili, o kieskę z zawziętością niesłychaną walcząc.

"Raczej życie by mi wydarł niż moje pieniądze! - wrzasnęła uciśniona kobieta. Mężczyzna widząc, że nic wskórać nie jest w stanie, w końcu zrezygnował z przepychanki.

Sanczo spokojnie kobietę o sakiewkę poprosił, po czym wręczył ją hodowcy bydła, kobiecie swoją decyzję wyjaśniając. 

- Powinnaś była z takim samym uporem lub choćby o połowę mniejszym o cnotę swoją walczyć i jej bronić. Skoro jednak tegoś nie uczyniła, oskarżenie twoje oddalam i pod groźbą kary dwustu batów rozkazuję ci się na wyspie nie pokazywać.

Tak oto już na samym początku swego panowania w roli gubernatora Baratarii, nasz poczciwy giermek, Sanczo Pansa, mądrością niebywałą zasłynął. 


 
NIEZWYKŁE PRZYGODY DON KICHOTA Z LA MANCZY 
według MIGUELA CERVANTESA dE SaAvEDRy
przez WIKTORA WOROSZYLSKIEGO na nowo opowiedziane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.