OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

czwartek, 2 października 2014

KOŚCIELISKO 2014 (2) - DO MORSKIEGO OKA W STRUGACH DESZCZU...


Nad Morskim Okiem byłem dwa razy: w 2009 roku - od strony Palenicy Białczańskiej i w czerwcu bieżącego roku - schodząc z Doliny Pięciu Stawów.
Nie spodziewałem się, że będę tam jeszcze raz w tym samym roku. Ale życie potrafi czasem zupełnie niespodziewanie nas zaskoczyć. Jednak bądźmy szczerzy. Ponowna wizyta w jednym z najbardziej uczęszczanych zakątków Tatr była wcześniej zaplanowana, tyle że nigdy bym nie przypuszczał, że zdobędę się na taki spacer w strugach jesiennego deszczu. 

No właśnie. Nie tak sobie wyobrażałem pierwszy dzień kalendarzowej jesieni. O ile ja mogłem się jakoś z tym pogodzić (kolejna wizyta nad Morskim Okiem), to w żaden sposób nie umiałem zaakceptować takiego obrotu sprawy ze względu na przyjaciół, których zabrałem na tę wyprawę. Chciałem, żeby mogli podziwiać to samo, co ja już dwukrotnie wcześniej, ale w zdecydowanie lepszych warunkach atmosferycznych...

Chociaż - jak się później okazało - w trakcie dojścia i po dotarciu do celu mieliśmy i tak aurę najlepszą z możliwych ("najlepszą" wydaje mi się mimo wszystko niezbyt trafnym określeniem). Dowodem tego niech będą nieliczne zdjęcia, które udało mi się zrobić (niektóre w dość karkołomny sposób trzymając w jednej ręce parasol, a w drugiej aparat):


Ciekawe, że takich jak my entuzjastów spacerów "na mokro" było tego dnia nadspodziewanie więcej niż się spodziewaliśmy. Biorąc pod uwagę warunki pogodowe, rzekłbym - tłumy. 

Powoli zbliżaliśmy się do naszego celu. 

Chmur z każdą chwilą przybywało. I niestety nie były to po prostu chmury, ale ciężkie, złowrogie i niezwiastujące poprawy pogody na najbliższe kilka godzin - chmury deszczowe. 

W końcu stanęliśmy do zdjęcia - na chwilę odkładając parasole (w tamtym momencie taki manewr nie groził jeszcze całkowitym przemoknięciem).



Widok na ostro zarysowane szczyty, m.in Rysy, przysłaniały skutecznie chmury i mgła sącząc nieprzebrane zasoby wody, której tego lata i tak było aż nadto. Dobrze, że chociaż dane nam było (może zwłaszcza moim przyjaciołom) zobaczyć całą powierzchnię jeziora. 

Czarny Staw pod Rysami był dla nas tego dnia całkowicie poza zasięgiem. Próba wejścia tam byłaby niebezpieczna i pozbawiona satysfakcji zarazem. Nieliczni zdeterminowani turyści, którzy zdecydowali się na taki krok, z pewnością niewiele mogli zobaczyć spoglądając w dół oraz wokół siebie. Przy pięknej pogodzie i widoczności krajobraz z tego miejsca jest naprawdę urzekający. 



Mieliśmy też ambitny plan, żeby obejść Morskie Oko dookoła i nawet zeszliśmy na dół, skierowaliśmy się na szlak. Ale dość szybko nasz zamiar "ostudził" coraz bardziej uporczywy deszcz, a chwilami ulewa... Chcąc nie chcąc udaliśmy się w drogę powrotną, żeby jeszcze bardziej nasiąknąć. 

Na trasie do Palenicy Białczańskiej nakręciłem tylko krótki film z hukiem Wodogrzmotów Mickiewicza wzmocnionym przez nieustannie padający deszcz, korzystając z ochrony parasola trzymanego przez jeszcze bardziej przemoczonego niż ja, towarzysza.



Doszczętnie przemoczeni, ale autentycznie szczęśliwi dotarliśmy do samochodu, zrzuciliśmy na wylot przemoknięte kurtki do bagażnika i wciąż mokrzy wsiedliśmy do auta. Na kwaterze obowiązkowy gorący prysznic, suche ciuchy, gorąca herbata, czosnek i coś ekstra na wzmocnienie oraz w ramach profilaktyki przeziębieniowej... 

Na następny dzień prognozy zapowiadały słońce i bezchmurne niebo. Aż trudno uwierzyć po tym, co nas spotkało dzisiaj...

Kilka godzin snu dzieliło nas od spełnienia się tej niewiarygodnej - zdawałoby się - zapowiedzi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.