Obudziła mnie chłodna rosa świtu. Selwa spała
jeszcze, okryta płaszczem mgieł. Była jak zwlekający ze wstawaniem próżniak.
Diamentowe krople spadały z liści palm i krzewów, pokrywały trawę milionami
przezroczystych kryształów. Nad gładką taflą rzeki unosiły się kłębki gęstej
mgły. Ledwo odczuwalny powiew wiatru igrał z nimi i w tym ulotnym materiale
rzeźbił dziwne groteskowe kształty. Przez chwilę miałem wrażenie, że rzeka
występuje z brzegowi że wkrótce zaleje selwę. Drzewa, wąwozy, nasza łódź i cały
obóz — wszystko jak gdyby płynęło w mlecznym oparze. Było zimno i wilgotno.
Zwinięta tak kotka Pierrette ciągnęła ku sobie moją część jedynej, okrywającej
nas, derki.
Trudno było uwierzyć, że to ta sama tropikalna strefa, i że wkrótce
rtęć w naszym termometrze wskaże 50°C. W mojej głowie tłukły się jeszcze
dziwaczne, wywołane snem, myśli, ale trzeba było wstawać i szukać czegoś do
jedzenia. Poprzedniego wieczora nie było czatowania i brakowało nam świeżego
mięsa. Chciałem wykorzystać chłód poranka na żeglugę, zanim południowe słońce
zdąży sparaliżować nam ruchy.
Świtało. Zorza gasiła ostatnie gwiazdy,
otwierając drogę Słońca, Pana Życia i śmierci. Jasnofioletowa pręga nad Wyżyną
Mato Grosso zwiastowała dzień suchy i gorący. Panowała idealna cisza: przyroda
składała milczący hołd Stwórcy przed koncertem, który miał zacząć się za
chwilę. Ostatni nocni maruderzy powracali do swoich jam i gniazd. Dały się
słyszeć już pierwsze trele, pojedyncze głosy łączyły się w chór, tworząc
odpowiednie tło muzyczne dla solistów.
Za chwilę mały termit będzie wznosił
swoje budowle, wzbije się w niebo brązowy sokół szimango, wypełznie na łowy
śmiercionośny wąż koralowy. Rozpocznie się Gloria.
Stwórca jest w
prześwitującym listowiu, pokrytym diamentami rosy. Jest w macierzyństwie łani
poszukującej miejsca, gdzie wyda na świat maleństwo błotnego jelenia. Jest w
cudzie rozmnażania i w okrutnej walce o byt. Jest w śpiewie tysięcy ptaków i w
dzwonkach świerszczy, w spokojnym biegu wód i odgłosie burzy miotającej
gałęziami drzew, kiedy gniew przyrody szaleju w selwie, a wszystko co żywe,
rzuca się do ucieczki, Jest w tropikalnej ulewie i w zwałach chmur. Jego wola
nadaje kształt i rytm puszczy, która właśnie odprawia modły, w różnych
językach, w obrzędach różnych kultów. Śpiewa więc ptactwo i skrzydła świerszczy
grają na chwałę Panu.
"Albowiem jego niewidzialne przymioty — jego wiekuista moc i Boskość — są wyraźnie widoczne już od stworzenia świata, gdyż dostrzega się je dzięki temu, co zostało uczynione (...)"
Rzymian 1:20 NWT
Rzymian 1:20 NWT
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.