Minął rok.
Prawie dokładnie, bo 21 czerwca 2014 odbył się inauguracyjny koncert ELECTROday.
Wspomnienie tamtego wydarzenia muzyczno-kulturalnego do dziś dźwięczą w uszach - również za sprawą nagranych wówczas fragmentów.
20 czerwca 2015, godz. 18.30 - w Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie przez ponad trzy godziny rozbrzmiewała muzyka, której trudno by szukać w komercyjnych stacjach radiowych, może za wyjątkiem nielicznych audycji takich jak programy muzyczne Jerzego Kordowicza w "Trójce".
Łukasz SOBCZAK SOUNDWALKER


Pejzaże dźwiękowe (dwa nokturny polskie inspirowane twórczością Chopina) oferowane przez pana Marka to muzyka elektroniczna najwyższego lotu a mimo to dość łatwo przyswajalna, nawet gdy się jej słucha po raz pierwszy. Pan Marek jest też autorem tła wizualnego skomponowanego z własnych fotografii. W wybranych przez artystę momentach mogliśmy przeczytać towarzyszące muzyce teksty poetycko-refleksyjne, też zapewne autorstwa pana Marka.
Żałuję, że siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, bo z tego powodu widzieliśmy tylko strzępki tego tekstu, który stanowił przecież nieodłączną część całego występu. (W przyszłym roku trzeba będzie zarezerwować sobie miejsca z uwzględnieniem dostępności tła i wizualizacji, które zazwyczaj towarzyszą artystom w czasie takich koncertów).
Dieter WERNER to kolejny artysta, w którego wykonaniu mogliśmy usłyszeć kilka bardzo charakterystycznych utworów. Był to występ najbardziej zróżnicowany, fuzja stylów i gatunków el-muzyki, który wyraźnie ożywił publiczność. Artysta przyjechał z Łodzi i przekonał do swojej twórczości wszystkich, którzy usłyszeli go pierwszy raz. Chociaż znałem tego artystę już z internetu, występ na żywo sprawił, że jeszcze bardziej mi się spodobał.
Dieter WERNER
Po tej sporej porcji muzyki o bardzo szerokim spektrum emocjonalnym, urozmaiconej ludzkim głosem i dźwiękami natury i 10-minutowej przerwie technicznej na scenę wkroczył absolutnie niekonwencjonalny Władysław KOMENDAREK, należący do dinozaurów polskiego rocka, były muzyk grupy EXODUS, którą pamiętam z lat mojej młodości (zawsze dziwnie to dla mnie brzmi bo chociaż młodość mam już za sobą wciąż - na szczęście - czuję się całkiem młodo i oby jak najdłużej).
Wejście artysty już samo w sobie zwiastowało niezwykłe doznania, na które - jak się niebawem okazało - niektórzy byli zupełnie nieprzygotowani... Najpierw dość tajemniczo wyglądająca (nawet z daleka i na spowitej ciemności scenie) sylwetka... Po chwili charakterystyczny głos: "No, wiadomo, że jestem na ziemi ale nie jestem z tej ziemi... Ale atakuje mnie jakiś hater..."
I po następnych kilkudziesięciu sekundach krzątania się między wcześniej rozstawionym, imponująco rozbudowanym sprzętem (z oryginalnym Hammondem łącznie) z niepokojącej ciszy stopniowo zaczęły się wyłaniać coraz bardziej niepokojące dźwięki, które już wkrótce wielu zaskoczonych słuchaczy wprawiły w niemałe osłupienie...
W tym miejscu moją relację zawieszam świadom tego, że opisać zjawiskowości i oryginalności artysty nie sposób. Tych zaś, których ciekawi osobowość i wykonawstwo Gudonisa (taki wszakże jest pseudonim artysty) odsyłam do internetu i dość bogatego zasobu nagrań Komendarka. A jeśli to okaże się niewystarczające doznanie można wyśledzić gdzie i kiedy wystąpi, żeby zobaczyć i usłyszeć go na żywo...