OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

GENEZA



Odkąd pamiętam, nigdy nie byłem zapalonym czytelnikiem książek.

W szkole podstawowej i później czytałem lektury, bo miałem poczucie obowiązku, że powinienem się z nimi zapoznać. Nie zawsze było przyjemnie i łatwo. Niektóre czytałem z zaangażowaniem i pozostawiły miłe wspomnienia do dziś (tak było w przypadku „Lalki” B. Prusa), chociaż treści (dokładnie) bynajmniej nie pamiętam.

Kilkanaście lat temu z zapartym tchem przeczytałem głośną powieść Umberto Eco „Imię róży”, po czym obejrzałem słynną ekranizację tej książki. Nie doznałem rozczarowania porównując adaptację filmową ze słowem pisanym, chociaż oczywiście porównanie tych - bądź co bądź - dwóch różnych obszarów sztuki, zawsze tylko w pewnym stopniu oddaje istniejącą pomiędzy nimi rzeczywistą różnicę.

Ale do rzeczy…

Parę tygodni temu, może trochę ponad miesiąc, postanowiłem zabrać się za przeczytanie (tak, to jest chyba najodpowiedniejsze określenie) powieści Nicholasa Evansa „Zaklinacz koni” z zamiarem obejrzenia - po jej przeczytaniu – znanej na całym świecie adaptacji filmowej pod tym samym tytułem.

Początki były takie sobie… Trudno się dziwić. Minęło niemało lat odkąd przeczytałem wspomniane „Imię róży”. Poza tym to dość częste zjawisko, że lektura nie zawsze od razu „pochłania” czytelnika. Kilkadziesiąt stron „przeleciałem” „łapiąc” zasadniczą treść. Nawet przez kilka dni w ogóle do niej nie zaglądałem. Dopiero później zaczęło mnie „wciągać”…

W trakcie tego już bardziej serio czytania zacząłem zwracać uwagę na szczegóły i „wyłapywać” myśli i zdania, które mi  w jakiś sposób przypadły do gustu.

I tak powstał pierwszy pomysł na bloga i pierwszy wpis w blogu:  JAK DALEKO SIĘGA TWÓJ WZROK?, zainspirowany krótką myślą z czytanej na bieżąco książki.

Kto jest jego adresatem? Każdy, kto – nawet przypadkiem – na niego trafi. A to, czy pytanie lub cytat pobudzi go do refleksji, napisania komentarza, kilku słów do autora wpisu lub na temat zamieszczonego cytatu lub myśli, zależy od osobistej woli czytającego i jego potrzeby odniesienia się w taki lub inny sposób…

Przede wszystkim moim pierwszorzędnym celem było zarejestrowanie pod wpływem chwilowego impulsu tego, co w jakiś sposób szczególnie mnie osobiście poruszyło, zaciekawiło, zastanowiło, pobudziło do refleksji itd.

Zdaję sobie sprawę, że odzewu i reakcji na to, co publikuję, może w ogóle nie będzie, albo może w każdym razie na razie nie… może z czasem. A tymczasem…

Kilka dni temu skończyłem czytać „Zaklinacza”, a właściwie zacząłem czytać go od początku… Tak, sam się sobie dziwię, bo coś podobnego nigdy mi się nie zdarzyło… I właściwie nie ma w tym nic szczególnego – biorąc pod uwagę ilość przeczytanych przeze mnie książek… Książek, bo gdy kilkanaście lat temu postanowiłem przeczytać Biblię, przeczytałem ją kilkakrotnie, raz za razem i – co najważniejsze – starałem się czytać tę księgę, tak jak na to zasługuje, ze zrozumieniem.

Ale w opisanym powyżej przypadku sprawa naprawdę jest szczególna, bo natychmiast i prawie bez zastanowienia po przeczytaniu ostatniej strony powróciłem na pierwszą i zacząłem od początku. Teraz już bez pośpiechu, nieco wolniej, dokładniej i – o dziwo – w pewnym sensie z większym zainteresowaniem niż za pierwszym razem. 
 
I co dalej? Mam zamiar przeczytać do końca poddając się temu doświadczeniu obcowania z „powieścią, której nigdy nie zapomnicie”, jak głosi podpis pod tytułem na okładce. A potem spotkanie z filmem i – kto wie, może spróbuję przeczytać oryginał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ukaże się po sprawdzeniu przez administratora.
Bardzo proszę o poprawne gramatycznie i ortograficznie wypowiedzi.
Dziękuję za wyrażenie opinii.