OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

sobota, 31 grudnia 2016

AKORDEON PRZYCZYNĄ WOJNY - NIEFORTUNNE POPISY MUZYCZNE TONY HALIKA


Wojownik Inan przed wyruszeniem 
na wyprawę wojenną

Skończyłem grać „Nad pięknym modrym Dunajem", gdy nadeszła alarmująca wiadomość: Kaiapowie wstąpili na ścieżkę wojenną i zniszczyli nam wszystkie plantacje manioku. Trzeba wnikliwie rozpatrzyć tę sprawę.

Każdego popołudnia mężczyźni zbierali się przy świętej chacie uiriribów, by zajmować się szykowaniem sprzętu myśliwskiego i rybackiego, z dala od niepokoju, jaki wprowadzały kobiety i dzieci. Chata była dla nas czymś w rodzaju ekskluzywnego klubu, do którego wstęp mają tylko członkowie. Każdy mógł robić tu, co mu się podoba i do woli opowiadać o przygodach, jakie zdarzyły mu się podczas polowań albo wojennych potyczek. Czy zwyczaje mężczyzn z krajów „cywilizowanych" nie są podobne?

W ekskluzywnym klubie Inanów nie pije się co prawda whisky z wodą sodową ani kawy, po prostu pali się fajki, a żarty bywają tak samo pieprzne...

Od czasu mojej inicjacji jako członka plemienia, klub uiriribów pozyskał nową i wielką atrakcję: mój akordeon. Muszę wyznać, że gram okropnie i biedny Strauss z pewnością nie może zaznać spokoju w swym grobie wskutek straszliwych kiksów w jego kompozycjach. Selwa nie znała przedtem podobnej kakofonii. Pierrette nazwała mój akordeon „narzędziem tortur dla uszu", ale indiańskie audytorium miało o moim talencie muzycznym opinię zgoła odmienną.

Instrument wydawał najmilsze, jakie mogli sobie wyobrazić, dźwięki. Przy tym niklowane krawędzie akordeonu lśniły jak słońce. Nigdy nie mieli dość słuchania mojego repertuaru, składającego się z czterech, a może pięciu kawałków. 

Nie miałem pojęcia, że instrument może stać się przyczyną wybuchu wojny. Zdarzyło się bowiem, że paru Indian Kaiapo, odwiecznych wrogów Inanów, dźwięk akordeonu oczarował tak, że przekroczyli bezpieczną odległość podczas łowów na drugim brzegu rzeki. Nasz wojownik Tunuka dostrzegł ich i wystrzelił z łuku, a strzała zraniła zapewne jednego z myśliwych Kaiapo.

Zapomnieliśmy właściwie o wydarzeniu, które Kaiapom utkwiło głęboko w pamięci. I gdy sporo naszych którzy puszczali krew podczas Uou czuło jeszcze słabość w ciele, Kaiapowie zorganizowali zbrojną ekspedycję, napadając znienacka na wioskę. 

Po drodze zagrabili maniok z plantacji i wzięli do niewoli trzy kobiety Inanów, które w pobliskim lesie szukały drewna. Świadkiem ponurych scen była dziewczyna z naszej wioski. Półżywa z przerażenia przybiegła z niedobrą nowiną.

- Psy Kaiapo...

- Wojna, wojna - rozległo się wołanie w wiosce.


Większość mężczyzn, jak zwykle, znajdowała się w pobliżu świętej chaty, co ułatwiło natychmiastowe ogłoszenie stanu wyjątkowego i zwołanie rady wojennej, Uobedu odnalazł swój wielki pióropusz kacyka i zajął miejsce na rytualnej ławce. Ojcowie rodzin utworzyli krąg wokół ogniska Ich postawy były pełne godności, gdy tymczasem młodzi dali się ponieść emocjom i gorąco rozprawiali o ostatnich wydarzeniach.

Wojownik z plemienia Kaiapo

"Psy Kaiapo"* na ścieżce wojennej

"Psy Kaiapo" na ścieżce wojennej

* takim mianem członkowie plemienia Inan określają swoich odwiecznych wrogów [przyp. rikardo]

Opisany przez Antoniego Halika epizod z czasu, gdy jako biały członek plemienia Inanów nieświadomie przyczynił się do przelewu krwi, wskazuje jak kruchy jest pokój wśród ludzi i jak niby nic nieznacząca iskra może wywołać wielki pożar o trudnych do przewidzenia skutkach.

W wypadku konfliktu między wspomnianymi plemionami zarówno czas jego trwania nie był zbyt długi jak i ofiary stosunkowo nieliczne, ale przecież na co dzień widzimy, że w 'cywilizowanym' świecie, wśród ludzi uzbrojonych po zęby w najwymyślniejsze narzędzia do zabijania, wojny ciągną się latami i są przyczyną cierpień milionów istnień ludzkich...


piątek, 30 grudnia 2016

HYMN DLA STWÓRCY - ANTONIO HALIK W MATO GROSSO



Obudziła mnie chłodna rosa świtu. Selwa spała jeszcze, okryta płaszczem mgieł. Była jak zwlekający ze wstawaniem próżniak. Diamentowe krople spadały z liści palm i krzewów, pokrywały trawę milionami przezroczystych kryształów. Nad gładką taflą rzeki unosiły się kłębki gęstej mgły. Ledwo odczuwalny powiew wiatru igrał z nimi i w tym ulotnym materiale rzeźbił dziwne groteskowe kształty. Przez chwilę miałem wrażenie, że rzeka występuje z brzegowi że wkrótce zaleje selwę. Drzewa, wąwozy, nasza łódź i cały obóz — wszystko jak gdyby płynęło w mlecznym oparze. Było zimno i wilgotno. 

Zwinięta tak kotka Pierrette ciągnęła ku sobie moją część jedynej, okrywającej nas, derki. 

Trudno było uwierzyć, że to ta sama tropikalna strefa, i że wkrótce rtęć w naszym termometrze wskaże 50°C. W mojej głowie tłukły się jeszcze dziwaczne, wywołane snem, myśli, ale trzeba było wstawać i szukać czegoś do jedzenia. Poprzedniego wieczora nie było czatowania i brakowało nam świeżego mięsa. Chciałem wykorzystać chłód poranka na żeglugę, zanim południowe słońce zdąży sparaliżować nam ruchy. 

Świtało. Zorza gasiła ostatnie gwiazdy, otwierając drogę Słońca, Pana Życia i śmierci. Jasnofioletowa pręga nad Wyżyną Mato Grosso zwiastowała dzień suchy i gorący. Panowała idealna cisza: przyroda składała milczący hołd Stwórcy przed koncertem, który miał zacząć się za chwilę. Ostatni nocni maruderzy powracali do swoich jam i gniazd. Dały się słyszeć już pierwsze trele, pojedyncze głosy łączyły się w chór, tworząc odpowiednie tło muzyczne dla solistów. 

Za chwilę mały termit będzie wznosił swoje budowle, wzbije się w niebo brązowy sokół szimango, wypełznie na łowy śmiercionośny wąż koralowy. Rozpocznie się Gloria. 

Stwórca jest w prześwitującym listowiu, pokrytym diamentami rosy. Jest w macierzyństwie łani poszukującej miejsca, gdzie wyda na świat maleństwo błotnego jelenia. Jest w cudzie rozmnażania i w okrutnej walce o byt. Jest w śpiewie tysięcy ptaków i w dzwonkach świerszczy, w spokojnym biegu wód i odgłosie burzy miotającej gałęziami drzew, kiedy gniew przyrody szaleju w selwie, a wszystko co żywe, rzuca się do ucieczki, Jest w tropikalnej ulewie i w zwałach chmur. Jego wola nadaje kształt i rytm puszczy, która właśnie odprawia modły, w różnych językach, w obrzędach różnych kultów. Śpiewa więc ptactwo i skrzydła świerszczy grają na chwałę Panu. 

"Albowiem jego niewidzialne przymioty — jego wiekuista moc i Boskość — są wyraźnie widoczne już od stworzenia świata, gdyż dostrzega się je dzięki temu, co zostało uczynione (...)" 

                                                                          Rzymian 1:20 NWT