OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

poniedziałek, 20 czerwca 2016

CZTERY (plus jeden) WIERCHY

Starorobociański Wierch (2176)


Podczas mojego tegorocznego pobytu w górach postanowiłem skupić się na Tatrach Zachodnich - z dwóch powodów.

Pierwszy - jak mi się wydawało - praktyczny powód to dość obficie zalegający jeszcze o tej porze roku śnieg w wysokich partiach najwyższych szczytów, który mógłby stanowić utrudnienie lub wręcz uniemożliwić dotarcie do niektórych miejsc. Jak się niebawem miało okazać, nie do końca udało się takich sytuacji uniknąć, nawet w rejonie planowanych wejść.


Drugi, także praktyczny i to bez względu na sezon i porę roku, to mniejsza (z reguły, choć nie zawsze i w każdym miejscu) ilość chętnych do odwiedzenia skądinąd bardzo atrakcyjnych widokowo szlaków. 


Plan na poniedziałek był dość ambitny. Zdobycie trzech dwutysięczników: najwyższego w tym paśmie Starorobociańskiego Wierchu, Kończystego Wierchu, Jarząbczego Wierchu, a "na deser", schodząc ze szlaku, nieco niższego Trzydniowiańskiego Wierchu.


"obowiązkowy" spacer 
Doliną Kościeliską...


Po blisko godzinnym marszu dotarliśmy do schroniska i hali Ornak.



Tutaj przez parę minut uzupełniliśmy płyny pozbywając się jednocześnie ich nadmiaru. Naszą uwagę zwróciły kwitnące świerki pospolite. To, co wyglądało na szyszkę, okazało się kwiatem.


urokliwie kwiaty...


Potem już tylko wspinanie się na najwyższy w Tatrach Zachodnich szczyt, Starego Robota. Nie obyło się też bez niespodzianek. Niedaleko przed ostatnim odcinkiem szlaku na szczyt zdarzyło nam się nieco zboczyć z trasy...


zamiast w lewo, poszliśmy na prawo...





Po dwugodzinnym, chwilami nieco męczącym marszu dotarliśmy do celu i w nagrodę mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę... 


i Smreczyński Staw, nad który też kiedyś warto się wybrać...


Giewont, trochę inny niż ten, który widzimy zwykle, przybliżony zoomem.


Podczas marszu doświadczaliśmy dość dużych wahań temperatury na skutek silnych, chwilami lodowatych, podmuchów. Przekonałem się, jak ważne jest posiadanie w plecaku odpowiedniej odzieży. W tym wypadku zbawienna okazała się przeciwwietrzna kurtka (dziękuję mojej kochanej żonie, która mnie w nią zaopatrzyła). Musiałem ją założyć już wkrótce...


Póki co, wystarczyły dwie warstwy: bluzka termiczna i lekki polar.



Starorobociański Wierch...
Starym Robotem zwany...
2176 m npm. - mój najwyższy (jak na razie)

 "składana" panorama ze 'Starego'



czwartek, 16 czerwca 2016

NOSAL I WIELKI KOPIENIEC - na początek

Giewont o poranku z okna mojego pokoju...


...to po prawej (uchylone)


5 czerwca, pogodne niedzielne popołudnie. 

Na Nosalu byłem przed rokiem. Ale żeby powtórka nie była dosłowna, postanowiłem wejść na szczyt inną drogą niż po raz pierwszy. Skorzystałem z podpowiedzi mieszkanki Zakopanego, w której pensjonacie gościłem. Zaproponowała mi podejście stokiem narciarskim, tak jak to nierzadko robią Zakopiańczycy. Oczywiście nie prowadzi tamtędy żaden szlak turystyczny. W tym jedynym przypadku byłem skłonny pójść obok szlaku właściwego, przekonany o tym, że droga ta w najmniejszym stopniu nie stanowi zagrożenia. Tuż przed szczytem doszedłem do oznakowanej ścieżki, którą bardzo dobrze pamiętałem z zeszłego roku, kiedy schodziliśmy tamtędy z synem po pierwszym wejściu na Nosal. 


A oto zapis mojej nietypowej trasy z aplikacji Endomondo:



na Nosal po stoku narciarskim...
widzicie wydeptaną ścieżkę?

Na szczycie spotkałem kilkoro innych turystów. Przez chwilę popatrzyłem na roztaczający się wokół widok w kierunku na Giewont, Kasprowy Wierch i Kościelec.


Z Nosala zszedłem do miejsca, w którym szlak prowadził przez Polanę Olczyską na Wielki Kopieniec. Spotkałem tu samotnie wędrującą turystkę, Małgosię. Ponieważ szła w tym samym kierunku, co ja, zaproponowałem wspólną marszrutę. Zgodziła się. I tak oto w drodze na Kopieniec miałem towarzystwo. Wkrótce doszliśmy do (mojego) celu. Ale niedaleko przed szczytem udało nam się 'upolować' taki oto okaz flory.

Obuwik pospolity z rodziny storczykowatych

Po grzecznościowej usłudze fotograficznej, inaczej mówiąc zrobieniu sobie nawzajem zdjęć na tle panoramy Tatr, Małgosia udała się w dalszą drogę. 




Korzystając z chwili samotności, po odejściu wszystkich znajdujących się na szczycie turystów, przez następnych kilka minut delektowałem się otaczającym mnie pejzażem.


panorama z Wielkiego Kopieńca
(oglądaj w HD na YT: https://youtu.be/nr1KSXfKNzE)



Na wieczór prognozy zapowiadały burze i deszcz. Rozglądałem się więc i zastanawiałem, kiedy ruszyć w drogę powrotną, żeby takowa burza nie zastała mnie gdzieś na szlaku. Wolałem wrócić na kwaterę zanim ewentualnie się coś zacznie dziać.

W drodze powrotnej nie mogłem się jednak powstrzymać przed uwiecznieniem kilku nader urokliwych widoków.




Niebo ciemniało coraz bardziej. Czułem, że lada chwila może zacząć padać, błyskać i grzmieć. Energicznym krokiem schodziłem do ulicy na Toporową Cyrhlę, skąd miałem do pokoju Pod Nosalem jeszcze około trzech kilometrów.



wtorek, 14 czerwca 2016

SAMOTNIE (?) W TATRACH

Giewont nazajutrz o poranku 
z okna mojego pokoju Pod Nosalem


Znowu w moich ukochanych górach. 

Przyjechałem w sobotę po południu. Pomimo wcześniejszych nie najlepszych i raczej niesprzyjających prognoz jechałem autobusem z Krakowa do Zakopanego z nadzieją na umiarkowane słońce i podobne temperatury. Muszę przyznać, że w poprzednich latach dzień przyjazdu nie był zwykle zbyt obiecujący. Prawie zawsze było pochmurno, czasem chłodno lub zimno i mokro.

Tym razem już na trasie dojazdowej do stolicy Tatr mogłem napawać się widokiem coraz bliższych szczytów (z dość obficie zalegającym jeszcze śniegiem) i w głębi serca pragnąłem, by dane mi było je oglądać z bliska przy podobnej aurze.

Bardzo lubię chodzić po górach w towarzystwie bliskich mi osób. Do tej pory się to udawało. W poprzednich eskapadach towarzyszyli mi na zmianę moi synowie. W tym roku z różnych względów nie mogli ze mną wyruszyć. Próbowałem 'zwerbować' zawczasu 'ochotników', ale bez skutku. Liczyłem na to, że przynajmniej część moich wędrówek upłynie w towarzystwie przygodnie spotkanych turystów. Moja determinacja jednak nie pozwoliła mi zrezygnować z wyjazdu. Miałem różne przemyślenia i wątpliwości związane z samotnym wędrowaniem po szlakach... 

Mimo wszystko jednak postanowiłem spróbować.

Zakopane o tej porze roku jeszcze dość puste. Właściwy sezon rozpocznie się wszak z zakończeniem roku szkolnego. Chciałem uniknąć tłoku na szlakach i dlatego zaplanowałem wyjazd na pierwszą połowę czerwca. 

Przyjemne, ciepłe popołudnie nastroiło mnie pozytywnie na cały pobyt. 

Góry pod względem pogody są nieprzewidywalne, zwłaszcza przy coraz częstszych klimatycznych fanaberiach w skali całego świata. Śledziłem aktualne prognozy lokalne z niepokojem i nadzieją jednocześnie. Miałem zamiar nastawiać budzik na wczesną godzinę, żeby po krótkiej ocenie sytuacji zdecydować 'na żywo', jaką trasę i cel wybrać w danym dniu.

Po spożyciu obiadu 'u Ryśka', a po niedługiej chwili - na dobry początek - deseru, w postaci naprawdę bardzo sycących naleśników, postanowiłem spalić pobrane co dopiero kalorie podczas spaceru na Krupówki. Tak też uczyniłem. 


Na niedzielne popołudnie zaplanowałem w ramach rozgrzewki Nosala i Wielki Kopieniec.


Czy pogoda okaże się sprzyjająca moim zamiarom?