OSTATNIO CZYTANE

NIEZAPOMNIANA LEKCJA

poniedziałek, 28 marca 2016

127 godzin walki o przeżycie

- odliczanie z nadzieją na ocalenie



NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ!

Taka dewiza przyszła mi na myśl po obejrzeniu filmu "127 godzin".

Najpierw zajrzałem do sieci, żeby mieć wgląd w to, co może mnie czekać. 

Trailer zapowiadał emocje nie lada. Ale to, spotkało bohatera tej historii, Arona Ralstona (w filmie James Franco), przeszło moje najśmielsze oczekiwania. 

Nie będę tu streszczał książki "Between a Rock and a Hard Place" ani zdradzał szczegółów fabuły filmu. Czasami warto wiedzieć jak najmniej o książce, którą chcemy przeczytać lub o filmie, który zamierzamy obejrzeć. 


"127 godzin" trzyma w napięciu od początku do końca. Nie ma w nim nic przewidywalnego. Pewne jest tylko to, że za chwilę zobaczymy coś, czego nigdy byśmy się nie spodziewali. 

Film jest też rodzajem studium ludzkiej psychiki, opowieścią o nieodpartej woli życia oraz dowodem na to, że w ekstremalnych sytuacjach umiemy wyzwolić w sobie nadzwyczajne możliwości, jesteśmy zdolni przekroczyć granice niemożliwości... Jest też przestrogą dla tych, którzy chcieliby zlekceważyć nie dające się przewidzieć okoliczności i zapominają, że najbliżsi powinni i mają pełne prawo wiedzieć, gdzie się znajdujemy. Aron miał szczęście i udało mu się przeżyć. Jednak swoją lekkomyślność i zbytnią pewność siebie omal nie przypłacił życiem...

To mogło być ostatnie selfie w życiu Arona...

Nie był nowicjuszem 
i był dość dobrze przygotowany...

ale około godziny później 
jego sytuacja dramatycznie się zmieniła.

Zwykle nie oglądam filmów, w których mógłbym się spodziewać drastycznych scen. Wiedziałem, że tutaj emocji z pewnością nie zabraknie.

Jednak około 20 minut przed końcem filmu sytuacja dość gwałtownie zaczęła się "zagęszczać"... Po chwili doszło do tego, że przez około dwie minuty z zakłopotaniem uciekałem od ekranu, odwracając raz po raz wzrok od tego, co się na nim działo...

Odetchnąłem z ulgą prawie w tym samym momencie, co bohater, któremu udało się uwolnić z pułapki... 
Będąc u kresu wyczerpania musiał pokonać jeszcze jedną sporą przeszkodę a potem liczyć już tylko na szczęście, cud... 

Aron Ralston opisał swoją dramatyczną przygodę i nadal realizuje swoje życiowe pasje. 

Jednak nauczył się czegoś bardzo ważnego: 

ZAWSZE STARAJ SIĘ BYĆ W KONTAKCIE 
Z NAJBLIŻSZYMI, 
BO KIEDYŚ MOŻE CI TO URATOWAĆ ŻYCIE.